Rio

Jest 16 października 1992 roku, Kiekrz pod Poznaniem. Trwa kongres założycielski sekcji polskiej International Police Association. Właśnie zostały wybrane pierwsze stałe władze. Nieco wcześniej, jeszcze w trakcie autoprezentacji kandydatów na prezydenta sekcji, tymczasowy wiceprezydent Mirosław KARPOWICZ chce, tak jak i wielu z nas, wiedzieć, kto będzie polskim reprezentantem na rozpoczynającym się 2 listopada w Rio de Janeiro posiedzeniu Międzynarodowej Rady Wykonawczej (International Executive Council, IEC), gdzie ma zapaść decyzja w sprawie naszego przystąpienia. Od tymczasowego prezydenta Leszka BRZOSTOWSKIEGO dowiadujemy się, że będzie to Wiesław ROSSIENIK.


Sprawa ta ma już swoją historię. Bynajmniej nie optymistyczną. Decyzje, których autorem jest prezydent Leszek BRZOSTOWSKI, zapadają pod stołem. Właściwie bez dyskusji, gdyż żadne nasze argumenty nie są brane pod uwagę. Pierwotnie stoi on na stanowisku, że nie ma potrzeby, by ktokolwiek nas na takim międzynarodowym posiedzeniu reprezentował. Następnie pojawia się koncepcja delegacji: prezydent Leszek BRZOSTOWSKI, sekretarz generalny Mirosław ROZBICKI i Wiesław ROSSIENIK jako tłumacz, o czym jako członkowie grupy założycielskiej dowiemy się dopiero od międzynarodowego sekretarza generalnego Theo LEENDERSA. Oba rozwiązania mają wady. Pierwsze nie uwzględnia tego, że nowowprowadzana sekcja dla swojego dobrze pojętego dobra musi mieć własnego reprezentanta. Czym taka nieobecność w sensie negatywnym może skutkować można będzie się niebawem przekonać w Brazylii, gdy będzie rozpatrywany wniosek czechosłowacki. Drugie jest kompletnie oderwane od ówczesnej rzeczywistości finansowej, ponieważ skarbnik międzynarodowy pokrywa jedynie koszty jednej osoby (obserwatora/delegata) a w przypadku pozostałych, ani sekcja (z całkowitą pewnością) ani one same (jak można przypuszczać), nie byłyby w stanie udźwignąć takiego ciężaru.
Po ukształtowaniu się składu Krajowej Komisji Wykonawczej, bo taką wówczas nazwę nosiło biuro krajowe, okoliczności ulegają zasadniczej zmianie. Wiesław ROSSIENIK jest jedną z dwóch osób, które uzyskują najniższą liczbę głosów i w rezultacie nawet nie wchodzi do KKW. Wiemy, że zgodnie ze statutem międzynarodowym, jak i statutem polskim, sekcję ma reprezentować jej prezydent, zwłaszcza na posiedzeniu międzynarodowym tej rangi. W przypadku nowej sekcji jest to wyjątkowo istotne, ponieważ nawiązuje się osobiste relacje, tak ważne w dalszej współpracy oraz uzyskuje rozpoznawalność, co daje pewne fundamenty pod przyszłość. Sonduję w jaki sposób może nam pomóc Theo LEENDERS, nie pierwszy raz zresztą (nasze kontakty datują się od czasu dwutygodniowego tour sekcji środkowo-europejskich w Niderlandach i Belgii w maju 1992 r.). Mam poparcie prezydium biura krajowego; w końcu podejmujemy decyzję o cofnięciu pełnomocnictwa do reprezentacji udzielonego przez byłego już prezydenta i przesyłamy ją do grupy wojewódzkiej we Wrocławiu a następnie do centrali sekcji francuskiej w Paryżu. Z obu miejsc dramatycznie długo nie otrzymujemy żadnej odpowiedzi. W tej sytuacji podejmujemy telefoniczne pertraktacje z sekretarzem generalnym sekcji francuskiej Sergem ROGER, dla pewności, za pośrednictwem naszej nieocenionej romanistki Anny ĆWIKLIŃSKIEJ; początkowo jest prawie beznadziejnie, w końcu jednak zgadzają się na zmianę. Nie mam wątpliwości, że upór strony francuskiej zawdzięczamy przede wszystkim czarnemu PR-owi odchodzącej ekipy związanej z Leszkiem BRZOSTOWSKIM. Jakiś czas później w 37 numerze (październik-listopad-grudzień 1992) francuskiego biuletynu IPA ukazuje się wstępniak wydawcy, obecnego na kongresie w Kiekrzu wiceprezydenta Jean-Paul BREQUE’A, gdzie ten czas nazwano dramatem dla stowarzyszenia a w nowo wybranym biurze miałyby znaleźć się osoby nieodpowiednie (ta fałszywa i niesprawiedliwa diagnoza wymagała później mojej listownej reakcji).
Nie ma szansy, by kolega ROSSIENIK dobrowolnie przekazał nam bilet, dlatego rozmawiam telefonicznie z komendantem wojewódzkim Policji we Wrocławiu insp. Piotrem ANIOŁĄ, będącym jednocześnie gorącym zwolennikiem stowarzyszenia oraz jednym z założycieli grupy wojewódzkiej i przedstawiam mu stan rzeczy. Następnego dnia bilet lotniczy zostaje dostarczony samolotem rejsowym na Okęcie. Przebukowanie biletu nie jest jednak proste; został wystawiony w tańsze, ekonomicznej taryfie (PEX/APEX), co taką operację w zasadzie wyklucza. Pomaga nam Sławek ŚWIDERSKI – komendant komisariatu Policji na Okęciu, który jest naszym absolwentem; przez wiele lat później będę miał przyjemność korzystać z gościnności i pomocy wielu przyjaciół w tej jednostce. Potem szaleńcza jazda do konsulatu brazylijskiego w sprawie wizy, czasu coraz mniej. Jest sobota, konsul odpoczywa i nie chce nawet rozmawiać. Upieram się i tłumaczę jak to dla nas ważne. Dysponuję biletem tylko do Paryża, co według konsula nie jest wystarczającą podstawą do udzielenia wizy. Wyjaśniam, że tam przejmą mnie policjanci z opiekującej się nami sekcji francuskiej, z którymi mam lecieć do Brazylii i to oni zapewnią bilet na dalszą część trasy. W końcu udaje się. Jest koniec października. Do wyjazdu zostało już niewiele godzin. Wreszcie, jazda na podkrakowskie Balice, potem Paryż skąd mamy nocny lot z międzylądowaniem w Sao Paulo.
Po powrocie do kraju przesyłam konsulowi podziękowania za niekonwencjonalne podejście do sprawy.
Zamiast podsumowania.
Kiedy w 1992 roku przyjmowano nas, jako jedną z pierwszych sekcji w tej części Europy, do międzynarodowej rodziny policyjnej, chciano wiedzieć w jakim stanie jest w Polsce demokracja oraz formacja policyjna, i chociaż byliśmy dopiero na początku transformacji, zostaliśmy obdarzeni wielkim kredytem zaufania. Dzisiaj, po 30 latach, można mieć poważne wątpliwości, czy ze względu na kondycję państwa (a w tym policji), demokracji i praworządności a także poziom przestrzegania praw i wolności człowieka, mielibyśmy jakiekolwiek szanse na przystąpienie do International Police Association.

Autor: Jacek Węgrzyn

Cron Job Starts